poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Smaki Indii

Z pewnością stwierdzenie, że smaki Indii są zadziwiające, nikogo nie zaskoczy. Ja byłam w Indiach dwa razy i za każdym razem odkrywałam coraz to nowsze potrawy, które dopisywałam do mojej listy tzw. ulubionych. Również za każdym razem, gdy miałam przyjemność zafundować sobie trochę orientu, twierdziłam, że mam już dosyć tych potraw na jakieś parę miesięcy. Mimo tych odważnie wypowiedzianych słów zawsze wracałam z przyjemnością do Indyjskiego specyficznego smaku, również sama gotując butter masala czy tworząc słynny paneer lub wypiekając nanny w domu. Bo z kuchnią indyjską jest jak z samymi Indiami, po dłuższym czasie ma się jej dosyć, ale zawsze z przyjemnością się wraca do niej.
Nie jestem specjalistką od kuchni indyjskiej, nie znam się na nazwach, czy przyprawach. Ten temat pozostawiam specjalistom. I tutaj chciałabym zamiast długich wywodów, zaproponować dokument o smakach Indii 'Food Paradise India', w którym głównym narratorem jest Rick Stein. Człowiek ten, moim zdanie, świetnie opowiada o tym pięknym kraju z perspektywy kuchni.
Zapraszam!


środa, 16 stycznia 2013

Undesired by Walter Astrada

Zachęcam do obejrzenia znakomitego 12-minutowego dokumentu na temat okrutnej sytuacji kobiet w Indiach.
Od setek lat hinduskie kobiety skazane są na borykanie się z wieloma problemami, w tym ogromną dyskryminacją ze strony mężczyzn. Mało kto zdaje sobie sprawę z tego, że najbardziej pożądane w rodzinie są narodziny chłopca, stąd mamy w Indiach do czynienia z "nielegalną aborcją". Kiedy rodziny dowiadują się, że na świat ma przyjść dziewczynka, często przyszła matka zmuszana jest do usunięcia dziecka. Związane jest to z posagiem jaki rodziny muszą płacić przyszłemu mężowi swojej córki. Posiadanie chłopca to po prostu czysty zysk.

Dokument w języku angielskim.


niedziela, 15 lipca 2012

The blue city Jodhpur

Jodhpur. To zadziwiające i urzekające każdego miasteczko określane jest mianem "The Blue City". A to za sprawą pomalowanych na różne odcienie koloru niebieskiego, czy też, jakby to inni nazwali, koloru indygo małe domki tutaj się znajdujące.

Jak to się stało, że wszystkie budynki pławią się wśród niebieskiej palety barw? Istnieją dwie teorie, lecz żadna z nich nie jest udowodniona. Jedna z nich bezpośrednio związana jest z powszechnie panującym tutaj systemem kastowym. Kolor niebieski miał być bowiem barwą braminów, którzy zamieszkiwali tereny aglomeracji jodhpurskiej. To oni mieli malować sobie domy niebieskim kolorem po to, by się odciąć od "gorszej reszty społeczeństw", po to, by zaznaczyć swoją wyższość. Z czasem jednak barwa indygo zaczęła być stosowana przez wszystkich. Upowszechniła się tutaj jak bramińskie wąsy :-).

Druga teoria zasłyszana przeze mnie twierdzi, że kolor niebieski chroni przed komarami, ma na celu odstraszać te groźne w tym rejonie owady. Czy spełnia swoją rolę, nie wiem...
Tak czy tak dzięki pomysłowości Indusów dziś możemy cieszyć oko niewiarygodnym widokiem rozpościerającym się z Fortu  Mehrangarh. Możemy zrobić o poranku czy też późnym popołudniem magiczne zdjęcie "Blue Magic Photo" :-)


wtorek, 26 czerwca 2012

The Hill Country


Czy warto pojechać do lankijskiego miasta Dambulla, w którym w zasadzie nie ma nic, a znalezienie przyzwoitego hotelu graniczy z cudem. Czy warto spędzić kilka godzin w autobusie jadącym krętą drogą tuż nad urwiskiem, która często okazuje się być zbyt wąska dla niego? Czy warto w trakcie podróży wdychać tumany kurzu, pochodzących z przebudowywanej właśnie drogi? I czy w ogóle warto narażać życie, jadąc autobusem, który prawdopodobnie nie posiada ważnego przeglądu technicznego, nie mówiąc już o sprawności hamulców? Moja odpowiedź brzmi: TAK, TAK, TAK. Dlaczego? Powody są co najmniej dwa. Pierwszy po to, aby móc doświadczyć tego wszystkiego i podnieść sobie adrenalinę, a drugi po to, aby móc zająć sobie wygodne miejsce w pociągu do Kandy.
Możecie sobie pomyśleć, że powód jest bardzo błachy, ale ja wam udowodnie, że wcale nie.




Pociąg z Badulli odjeżdża codziennie ok. godziny 7.15. Jest to tzw. slow train, bowiem podróż do Kandy trwa nim ok 7h, natomiast dystans jaki ma się do pokonania to zaledwie 108 km. Pociąg wprawdzie porusza się bardzo powoli, jednak wynagradza to widok, zapierający dech w piersiach. Jednopasmowa linia kolejowa wiedzie pośród tzw. The Hill Country, a dokładnie przez takie miejscowości jak: Ella, Haputale, Nanu Oya, Nuwara Eliya, Hatton. Wzgórza, wodospady, mosty, przepaście, tunele, szeroko rozciągające się połacie plantacji herbaty, kobiety na nich pracujące, gdzieniegdzie domki, gdzieindziej całe wioski. Tak kreuje się widok na najpiękniejszą cejlońską krainę. Fenomen tej trasy polega na tym, że wiedzie ona zboczami herbacianych wzgórz oraz poprzez liczne, znajdujące się tu, tunele i mizerne mosty, mostki. Dzięki temu rozpościera się przed nami oszałamiający pejzaż, jakby namalowany pędzlem wspaniałego artysty.
Wybudowana za czasów Koloni Brytyjskiej, owa linia kolejowa, miała służyć transportowi kawy, a następnie herbaty ze wzgórz do stolicy kraju - Colombo. Obecnie wykorzystywana jest przede wszystkim w celach turystycznych. Nic dziwnego, jeśli jej widoki wzbudzają zachwyt, podnoszą adrenalinę, olśniewają.






Sri Lanka, doceniając walory tej trasy, udostępniła turystom tzw. wagony widokowe, oszklone, pozwalające cieszyć się w pełni widokiem na zewnątrz. Ich koszt to ok Rs 830.
Ja osobiście miałam przyjemność podróżować drugą klasą za Rs 300, co mam wrażenie było jeszcze przyjemniejsze. Obserwacja tłumu zachwycającego się widokiem, to z jednej, to z drugiej strony pociagu jest w istocie bezcenna.



niedziela, 24 czerwca 2012

Lankijska herbata


Kawałek historii

Herbata - ten słynny na całym świecie napar pochodzi z Chin, lecz obecnie jednym z największych eksporterów herbaty jest Sri Lanka.
Nikt by nigdy nie uwierzył, że pierwotnie na cejlońskich wzgórzach uprawiano kawę. Tak właśnie było. Brytyjczycy karczując dżungle, porastające obecne herbaciane ziemie robili to, po to, by założyć tutaj plantacje kawy. Wówczas to, zaczęto sprowadzać do pracy bezrobotną społeczność tamilską z południowych Indii. Jak się później okazało, odegrała ona znaczącą rolę w dziejach Sri Lanki. Tamilowie stanowili istotną siłę roboczą w tzw. "systemie upraw".
Los chciał, że w 1869 krzewy kawy zostały zaatakowane zarazą, która w szybkim tempie wyrządziła spustoszenia pośród upraw plantatorów. Wspólną decyzją rozpoczęto zastępować kawę sadzonkami herbaty, co bylo jedynum ratunkiem dla właścicieli tych gruntów. Herbatę sadzono wszędzie, niszczono całkowicie pola kawy, a na ich miejscu pojawiała się herbata, albo krzaczki herbaty wsadzano obok zainfekowanej kawy, po to, by nie tracić resztek owoców tego kofeinowego trunku. Pierwszą osobą, która zapoczątkowała erę herbaty na Cejlonie był James Teylor, który posadził znaną do dziś herbatę z Assamu. Pracę Teylora kontynuował człowiek o znamiennym nazwisku w branży herbacianej Sir Thomas Lipton. Swoją fascynacją i oddaniem herbacianym plantacjom, zyskał na Sri Lance miano "Tea Tom" - "Herbaciany Tom". Człowiek ten przyczynił się do zmodernizowania plantacji i rozpropagowania nazwy Cejlon, jako "Herbacianego Raju". Już w 1896 roku Mark Twain miał powiedzieć: "Uprawa herbaty to dziś na Cejlonie świetny interes - podobno przynosi 40% zysku."

Uprawa

Obecnie lankijski przemysł herbaciany przeżywa prosperity. Mimo to, herbata nadal uprawiana jest w tradycyjny sposób, bez użycia nowoczesnych technologii.
Krzaczki sadzone są na płaskich tarasach w charakterystyczny uporządkowany sposób. Pomiędzy linią krzaczków zachowany jest odstęp pozwalający pracownicom łatwo dotrzeć do każdego, cennego listka.  Każdy taras chroniony jest przed skutkami pory deszczowej poprzez  obsadzone brzegi tarasów niską sztywną trawą, bluszczami, skalnymi roślinami. Krzaki herbaty rosną na wysokości od 900 do 2200 m. n.p.m.. Jednak najcenniejsze rodzaje herbaty pochodzą z wysokości ok. 1200 m. n.p.m.. Tutaj klimat jest bardziej mglisty, chłodniejszy, dzięki czemu krzaczki rosną wolniej. Pośród plantacji herbaty spływają również liczne urokliwe strumienie, tworzące swoistego rodzaju wodospady, pełniące funkcję nawadniającą. Główne herbaciane ośrodki na wyspie Cejlon znajdują się w Dimbuli, Kandy, , Nuwara Eliya i Uvy



Produkcja

Jeśli zaś chodzi o zbiory i przetwarzanie listków herbaty, to możemy mówić o "ręcznej robocie". Tamilskie kobiety, swoimi dłońmi zbierają jedynie najmłodsze, najcenniejsze listki.
Zanim herbata trafi na nas stół, musi przejść kilka etapów. Przede wszystkim zerwana herbata musi zwiędnąć, co trwa od kilku do kilkunastu godzin.


Potem herbata ulega procesowi fermentacji. Od tego etapu zależy smak, kolor i aromat naparu. Niepełnej fermentacji poddawana jest herbata żółta, czerwona; pełnej tylko czarna. Coraz bardziej popularna zielona herbata nie jest w ogóle poddawana więdnięciu i fermentacji. Po tych działania, herbatę suszy się i łączy z innymi gatunkami, aby stworzyć najlepszy smak dla naszych podniebień. Najcenniejszy rodzaj herbaty to "Golden Tips", tworzony z samych wierzchołków herbacianych krzaczków.


Kupują herbatę warto zapoznać się z międzynarodową, dość dokładnym klasyfikacją herbaty:

http://czarherbaty.pl/herbata-informacje/ciekawostki/111-oznaczenia-w-nazwie-herbaty

wtorek, 25 października 2011

"Pani Księga" idzie spać

Indie to jedno z najbardziej ludnych państw świata, swego czasu określane mianem kraju trzeciego świata, dziś kraj rozwijający się. Stanowi podobno niemałe wyzwanie, dla tych którzy nie byli dotąd w Azji, dlatego aby się nie zrazić, dobrym sposobem jest nastawić się przed wyjazdem na najgorsze, nędzę, bród, robaki, hałas, natręctwo, kurz, rumor, czyli wszystko to, co zwykłego człowieka przysparza o ból głowy. Dlatego w swe granice Indie z jednej strony ściągają wielu ciekawskich, którzy chcą przeżyć w swym życiu coś niebanalnego, podnieść poziom adrenaliny, spotkać kogoś lub coś, czego w życiu nie widzieli, z drugiej celem wielu z turystów jest po prostu zwiedzić kraj o odmiennej kulturze i jego sztandarowe zabytki, zobaczyć jeden z wielu kawałków świata, przywieźć wrażenia i powoli zapomnieć. Jedni uciekają stąd bardzo szybko, inni nigdy by nie pomyśleli, że ta nędza, bród, robaki, hałas, natręctwo, kurz, rumor… Indie mogą odegrać w ich życiu wielką rolę, staną się miejscem, o którym będą chcieli czytać, do którego będą chcieli wracać i które zapragną poznać od podszewki. Indie bowiem, nie mogą się podobać, nie są Księstwem Monako z równo przyciętą zieloną trawką, czystymi ulicami, zadbanymi restauracjami, ale ewidentnie potrafią wzbudzić w wielu z nas fascynację.

Zawiodą się Ci, którzy tak podziwiają na kolejnych stronicach albumów słynne zabytki Indii, Taj Mahal, Victoria Terminus, Hawa Mahal w Jajpurze, fort w Jodhpurze, czy wyspa Elefanta, ale to nie je będę tutaj opisywać, chociaż nie mogę odebrać im przywileju bycia jednymi z najpiękniejszych i najpotężniejszych zjawisk świata. To ludzie i panująca tutaj kultura moim zdaniem jest najważniejszym ogniwem Indii i dlatego stanie się w tym artykule przedmiotem moich rozważań.

Na kulturę indyjską składa się wiele czynników, jednak najważniejszymi z nich są żyjące we względnym pokoju systemy filozoficzne i religie, a przede wszystkim ta jedna najbardziej kojarzona z Indiami, a mianowicie hinduizm, wyznawany tutaj w przeważającej skali przez 80% społeczności. Swą jedną z podstawowych cech - podziałem na warny i dźati, warunkuje porządek społeczny, a co za tym idzie sankcjonuje w wielu przypadkach istniejącą tutaj biedę. Dlatego na każdym kroku napotykamy ludzi, których jedynym domem jest ulica. To na niej odbywają się codzienne rytuały obmywania ciała, zębów, kładzenia się spać, spożywania posiłków. Chyba nie poruszałam się na tych ziemiach drogą, której nie zamieszkiwałby chociażby jeden bezdomny. Niebywałe wydają się zamieszczone w jednej z książek Jeana-Claude Carrièrea słowa, twierdzące, że jeszcze 20 lat temu, przed tzw. boomem gospodarczym, na ulicach miast indyjskich mieszkało znacznie więcej żebraków[1]. Można się zastanawiać, czy jest to możliwe, że może być ich jeszcze więcej?

Taki oto obraz, nie mówiąc o karaluchach i myszach przywitał mnie w pierwszej napotkanej restauracji jaką zwiedziłam zaraz po przyjeździe do stolicy Indii - Delhi 27 czerwca 2010 roku. Moje uczucia porównać można było ze strachem, obrzydzeniem i pragnieniem powrotu. Zaczęłam żałować, że w ogóle zdecydowałam się tutaj przyjechać. Ogromy żar z nieba jaki dopadł mnie tego dnia przypieczętował wszystko, nie wyobrażałam sobie tutaj zostać, aż do czasu…

Delhi, stolica Indii, miasto podzielone na Stare i Nowe zachwyca i irytuje swoją wielkością i zatłoczeniem. Dostrzec w nim można niezwykłą wielokulturowość. Już pierwszego dnia mogłam oddać się zwiedzaniu sztandarowych miejsc Starego Delhi, do których należą świątynia dźinistów odłamu digambara wraz ze znajdującym się tutaj szpitalem dla ptaków, meczet Dźama Masdźid, Czerwony Fort, czy sikhijska świątynia Sisgandź Gurdwara.

W każdym z tych miejsc znajdowali się ludzie oddający hołd swoim religią, było ich wielu a ja mogłam znaleźć się pośród muzułmanów, dźinistów, hindusów, sikhów w przeciągu paru chwil. I to tego dnia nastąpił początek mojej fascynacji tym krajem. Pierwszego dnia, wieczorową porą przeżyłam jedno z najbardziej znamiennych zjawisk w życiu, miałam przyjemność uczestniczyć w ceremonii kładzenia Pani Księgi spać w sikhijskiej świątyni Sisgandź Gurdwara i jednocześnie rozkoszować się wspaniałą, może nawet mistyczną tradycją sikhijską.

Sikhowie

Zanim rozmaże się nad wspominkami z owej świątyni, warto odpowiedzieć na pytanie kim są sikhowie?

Sikhów jest łatwo poznać ze względu na charakterystyczne cechy ich wyglądu, które są określane mianem 5K. Kesz, czyli długie włosy i zarost, symbolizujące poświęcenie i wierność Bogu; Kangha, grzebień do czesanie, zwykle umieszczony pośród włosów, utożsamiany z porządkiem i karnością; Kirpan, miecz, bądź sztylet, przypominający o opowiadaniu się po stronie prawdy; Kaczcza, spodnie do kolan noszone pod ubraniem, będące symbolem czystości i Kara, stalowa bransoletka, umieszczona na prawej ręce, oznaczająca jedność sikhów[2]. Do tego należy dodać charakterystyczny turban, okrywający włosy na głowie, zdejmowany tylko w domu.

Za twórcę sikhizmu uważa się guru Nanaka, żyjącego na terytorium obecnego Pendżabu na przełomie XV/XVI wieku. Według przekazów miał on podróżować w towarzystwie muzułmanina Mardany i hinduskiego chłopa Bali, głosząc prawdy swojej nowej wiary przy pomocy wierszy i hymnów. Stąd zapewne pochodzi nazwa religii - sikhizm, która oznacza dosłownie „uczeń”. Stanowi ona wiarę stworzoną z dwóch największych systemów wierzeń Indii, a mianowicie z hinduizmu reprezentowanego przez Bali i muzułmanizmu Mardany. Można powiedzieć, że jest ona fuzją najbardziej przyjaznych istocie żywej wartości z tych właśnie religii. Tym samym sikhizm wyzbył się panteonu bóstw hinduskich, głosząc wiarę w jednego Boga, lecz podkreślając wagę dziesięciu guru, w tym właśnie wspomnianego pierwszego guru Nanaka. Najważniejsze idee, jakie wpisały się w tradycję sikhizmu to: zakaz palenia, picia alkoholu, używania narkotyków, zakaz jedzenia mięsa, szacunek do pracy, ale także równość wszystkich wobec boga, jak też wspólny dialog pomiędzy religiami. Stąd sikhowie bardzo długo nie opowiadali się w konfliktach po żadnej ze stron, będących źródłem ich tradycji. Natomiast symbolem owej tolerancji miały być langary, czyli darmowe stołówki, w których wszyscy ludzie, bez względu na pochodzenie, wyznawaną religię, kastę, urodzenie, kolor skóry, mogli zjeść wegetariańskie posiłki. W tym miejscu należy dodać, że wydawanie posiłków na rzecz odwiedzających świątynię stanowi do dziś nieodpłatną pracę wiernych. Ponadto równość wiernych w Gurdwarze[3] podkreślana jest tym, że każdy w tym miejscu siedzi na podłodze.

Jest to także jedna z niewielu religii orientalnych, która stawia na równi kobietę i mężczyznę:

„Mężczyzna rodzi się z kobiety, wzrasta w kobiecie, zaręcza się z kobietą i żeni. Od kobiety doświadcza przyjaźni, przez kobiety świat posuwa się naprzód (…). Jak można więc określać ją jako mniej wartościową, skoro ona daje życie królom? Z kobiety powstaje kobieta, nikt nie powstanie bez kobiety. Nanak rzecze, że zupełnie bez kobiety istnieje tylko Stwórca[4]”.

Kobiety w sikhizmie mogą zatem uczestniczyć w obrzędach, czytać Świętą Księgę sikhów podczas ceremonii, częstować w trakcie nabożeństwa tradycyjną słodką potrawą, czy też zarządzać Domem Guru[5].

Według cenzusu z 2001 roku sikhizm to czwarta pod względem wielkości religia w Indiach[6]. Oczywiście największe ich skupisko znajduje się w Pendżabie, gdzie żyje prawie 76% jej wyznawców[7]. To tutaj znajduje się bowiem najświętsza ze świątyń sikhijskich, a mianowicie Złota Świątynia w Amritsarze, tutaj też można spotkać najbardziej bajecznie wyglądających sikhów z długą brodą i prawdziwą szablą u boku.

Ceremonia

Jednym z najważniejszych symboli Religi sikhijskiej jest Święta Księga, zwana Sri Guru Granth Sahib. Pani Księga (sahib - oznacza „Pan”, stąd nazwa) stanowi zbiór nauk guru Nanaka, wierszy Ardźana i hymnów Kabira. Słowa zawarte w księdze są śpiewane, a nie czytane. Uznawana jest obecnie za 11 guru sikhów, któremu oddawana jest z największa powagą cześć. Podczas ceremonii układania jej do snu, w której miałam przyjemność uczestniczyć owego wieczoru, księga była omiatana czymś w rodzaju delikatnej miotełki, a następnie przenoszona z pod baldachimu, gdzie spoczywała na specjalnej poduszce w ciągu dnia, do miejsca, gdzie została przykryta, aby mogła „zapaść w sen” i odpocząć. Następnie cały „orszak”, składający się ze starszych mężczyzn z długimi brodami, udał się w powolny spacer wokół rytualnego basenu, gdzie część z wyznawców płci męskiej wskakiwało do wody. Towarzyszyły temu głośny śpiew wiernych i dźwięki wydawane z różnych instrumentów, coś w rodzaju bębnów, dzwonków. Wszyscy obserwowali to piękne wydarzenie mające miejsce na tle świateł odbijających się od tafli wody. Duchowe przeżycie.

W świątyni znajdowały się zarówno dzieci, młodzież jak i starsze osoby, może trochę bardziej zaangażowane w sam rytuał, jednak każdy stał lub klęczał w skupieniu i z pełną powagą.

Każdy mężczyzna miał na głowie misternie upięty turban, czy to zabawnie zawiniętą chustę w niebieskim, białym, czerwonym, różowych kolorze. Kiedyś symbolizował on przynależność do jakiejś społeczności, dziś nie znaczy już nic, jest tylko rezultatem panującej mody. Wszyscy na boso, spoceni, ale nikt nie narzekał, każdy oddał się śpiewom, modłom.

Po całym zajściu większość gapiów czy to wierzących powolnie udała się do wyjścia być może po to by, przynajmniej część mogła, wrócić tu nazajutrz rano. Wraz ze wschodem słońca, Pani Księga jest bowiem budzona, w podobny mistyczny sposób, z oddaniem czci i zachowaniem pełnej godności.

Kiedy ma się przyjemność uczestniczyć w nowym miejscu w tak wzniosłych i osobliwych wydarzenia, człowiekowi nagle przestaje wszystko przeszkadzać: specyficzne zapachy, tłum na drogach, robaki, brud. Warto wtedy wykorzystać ten moment, przedłużając go zakamuflowaniem się w jakiejś restauracji na dachu jakiegoś hotelu, gdzie upalna noc, zimne picie, spokój i czar wspomnień sprawią nam ogromną przyjemność. W tak ogromnych miastach jak Delhi restauracje często umiejscowione są na dachach. Z pewnością dlatego, aby odciąć się od panującego na dole kurzu i hałasu.


[1] J.C. Carriere, Alfabet zakochanego w Indiach, Warszawa 2009, s.131

[2] M. i U. Tworuschka, Religie świata. Inne religie, Warszawa 2009, s. 62

[3] Gurdwara – “Dom Guru”, świątynia sikhów. M. i U. Tworuschka, Religie świata. Inne religie, Warszawa 2009, s. 209

[4] Guru Granth Sahib, za: M. i U. Tworuschka, Religie świata. Inne religie, Warszawa 2009, s. 66

[5] Z. Igielski, Sikhizm, Wiedza i życie, nr 1/1997, http://archiwum.wiz.pl/1997/97014000.asp (25.03.2011)

[6] Census Data 2001, Religious Composition, http://www.censusindia.gov.in/Census_Data_2001/India_at_glance/religion.aspx (25.03.2011)

[7] Census GIS India, Religion, http://www.censusindia.gov.in/Census_GIS/page/Religion_WhizMap/housemap.htm (3.04.2011)